-Nieeee!!!- przemknęło mi przez usta, a potem straciłam
przytomność.
Obudziło mnie jasne szpitalne światło. Z początku nie
wiedziałam gdzie jestem, ale potem wszystko mi się przypomniało. Byłam tu, bo
próbowałam się zabić, a jakiś chłopak uratował mi życie. No właśnie ciekawe co
z nim jest? Czy żyje? Strasznie bolała mnie głowa, ale postanowiłam to
zignorować i zapytać lekarza co z nim.
- Co z tym chłopakiem, co mnie uratował?
- Ciii!!! Proszę nic nie mówić. Wiem, że też został tu przywieziony,
ale nie wiem jaki jest jego stan zdrowia. A pani miała tylko lekki wstrząs,
jutro powinno być wszystko dobrze i wypuścimy panią do domu.
- A czy mogę go zobaczyć? Jeszcze dziś?
- Obawiam się, że nie będzie to możliwe.
Po tych słowach odszedł, a ja zostałam sama z somą. Dużo
myślałam o tym co się zdarzyło przez ostatnie kilka godzin. Biedny chłopak,
rzucił się, by mnie ratować kosztem własnego życia. Co za odwaga. Musze się z
nim zobaczyć, musze mu podziękować. Nie zdążyła mi przemknąć następna myśl, bo
zasnęłam.
*
Rano, obudziły mnie promienie słońca. Pogoda za oknem
zapowiadała się piękna jak na zimową porę. Czułam się wypoczęta, chodź jeszcze
trochę bolała mnie głowa. Zanim zdołałam się do końca obudzić wszedł lekarz.
- Witam!! Jak się spało? Głowa jeszcze boli?
- Dzień dobry panie doktorze! Już prawie nie boli. A czy
dziś mogę się spotkać z tym chłopakiem co ze mną tu trafił?
- Niestety nie. Z tego co się dowiedziałem jest w ciężkim
stanie. Miał krwiak w głowie i nie wiadomo czy przeżyje oraz ma złamaną rękę i
dużo ran.
Zamarłam. Cały świat jakby zatrzymał się dla mnie w miejscu.
Świetnie zdawałam sobie sprawę, że to przeze mnie. Musiałam go zobaczyć. Musiałam
mu podziękować. Powinnam z nim zostać. Czuwać. W końcu jestem mu coś winna.
- Wszystko w porządku? Strasznie pani pobladł. Może wody?
- Nie. Dziękuje, wszystko jest ok.
- To dobrze. Proszę, oto pani wypis.
- Dziękuje.
Później przyszła po mnie [I.T.P] i zabrała mnie do domu.
*
Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Nie mogłam nadal
tłumić w sobie emocji. Zsunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. To nie tak
wszystko miało wyglądać. To ja powinnam tam zginąć. A teraz zamiast mnie w
szpitalu walczy o życie niewinny człowiek. No dobrze [T.I.] weź się w garść
jedziemy do szpitala i czuwamy tam przy nim. Może chociaż duchowo mu pomogę? To
wszystko zaczęło mnie powoli przerastać. Wzięłam szybką kąpiel i byłam gotowa
do wyjścia.
~ pół godziny później~
Byłam już na miejscu i próbowałam dowiedzieć się
czegokolwiek o jego stanie zdrowia. Niestety bez szans, nie udzielają
informacji osobom postronnym. Postanowiłam usiąść i czekać przy jego sali.
Nagle drzwi się otworzyły i lekarze zaczęli wywozić łóżko z blondynem. Zdążyłam
zapytać lekarza o stan zdrowia i na szczęście mi odpowiedział.
- Panie doktorze co z nim?
- Niestety pękł mu krwiak i nie wiadomo, czy przeżyje.
Lepiej się módl, by tak było dziecko.
Nagle poczułam, że nogi się pode mną ugięły. Dobrze, że było
krzesło. Czułam się przerażano, a najgorsza była bezsilność.