poniedziałek, 24 czerwca 2013
środa, 19 czerwca 2013
Imaginy z Harrym
Takie tam imaginki z Harrym mi się nasunęły :* :* :*
Ty: Harry! Pokasz jak robi tygrys?
Ty: Harry! Pokasz jak robi tygrys?
Harry:
Ty: Cześć Harry!!!
Harry:
Ty: No więc co masz na myśli?
Harry:
piątek, 14 czerwca 2013
Imagin z Louisem
Imagin z Louisem
Dzień jak każdy, bez większych zmian. Dla innych może tak, ale dla mnie nie. Odkąd zabili mojego chłopaka życie nie miało dla mnie większego sensu. Żyłam w ciągłym strachu i z przeżyciami z przeszłości. Bałam się o swoje życie. Wiedziałam, że mogli się zemścić na mnie chodź byli w więzieniu za to, że zadzwoniłam na policje.
Dziś postanowiłam, że może zamiast siedzieć w domu pójdę może do kina. Najlepiej na jakąś komedie. Chciałam się odreagować. Przez te kilka dni o niczym innym nie myślałam, jak o tych zdarzeniach z przed dwóch lat. Film był niczemu sobie nawet się uśmiałam, nie tyle z niego lecz z ludzi, którzy tak potrafili wybuchnąć śmiechem, że od razu i ja zaczynałam. Może wam się wydawać, że to dość dziwne, ale tak jest. Z kina wyszłam dość późno w znakomitym humorze. Chociaż na chwile oderwałam się od życia codziennego. Szłam sobie uliczkami Londynu nucąc swoją ulubioną melodie, kiedy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam się. Szło za mną mnóstwo ludzi, jak to w Londynie. Jeden tylko przykuł moją uwagę. Był ubrany w dres. Na głowie miał czapkę z daszkiem, a na tym kaptur. Widziałam, że zaczął się na mnie gapić. Z przerażenia zaczęłam iść szybciej. Skręciłam w bok, a potem w boczną uliczkę. Kiedy się obejrzałam zobaczyłam ich już trzech. Z przerażeniem przełykałam śliczne i postanowiłam przyspieszyć tępo. Zauważywszy, że oni też przyspieszyli, skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę, aby ich zmylić. Niestety oni też już tam zdążyli skręcić. Nie mając już sił w nogach zwolniłam i w tej chwili mnie otoczyli. Byłam gorzej niż przerażona. Ale w końcu jak to ja chodź byłam ledwo żywa zapytałam trzeźwo:
-O co chodzi?
-Ojjj, nie pamiętasz nas? Nom fakt możesz. W końcu to ty nas wpakowałaś do pudła i jakby nigdy nic sobie żyjesz. Nie ładnie Carly, nie ładnie. I chyba musimy się policzyć co nie?
Czułam miliony dreszczy spływających mi po ciele z każdym słowem, które wypowiadał. Wiedziałam, że mnie dopadli i już z tego żywa nie wyjdę. Modliłam się o jakieś wybawienie, ale nie wytrzymując napięcia powiedziałam.
-W sumie należało się wam. Przecież zabiliście moją najukochańszą osobę. I co myśleliście, że będę wam jeszcze dziękować za to?
-Jak śmiesz się tak do nas odzywać! Co nas to obchodzi, że był ,,Twoim chłopakiem''.
Mówiąc to kopnął mnie w brzuch. Z boleści wydałam przeraźliwi pisk podobny do wycia wilka. Poczułam, jak zaczęła mi z ust wypływać krew. Myślałam, że to mój koniec, że zaraz wyciągną pistolet i zastrzelą mnie jak psa. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Nagle usłyszałam czyjś głos:
-Ej wy zostawcie ją! Nie macie prawa jej tak traktować - to mówiąc wbiegł do koła i podniósł mnie z ziemi.
-To nie twój interes! Zmywaj się, albo tego pożałujesz!
Widziałam, że się bał, ale usłyszawszy te słowa. Zachował się bardzo odważnie. Trzymając mnie za dłoń szedł odważnie w kierunku wyjścia, lecz nagle jeden z gangu odepchnął go na środek, a mnie chwycił. Zaczęłam się wyrywacz, ale na nic to się nie zdało. Kiedy nieznajomy podniósł się podszedł do niego jeden z nich i kopnął go podobnie jak mnie tylko dwa razy mocniej. Serce zacisnęło mi się na ten widok. Widziałam jak cierpi, a ja nie mogłam mu pomóc. Jednak podniósł się i walnął pięścią swojego oprawce w twarz. Widząc to myślał, że to po wszystkim i chciał już iść zapominając o mnie. Wtem tamten chwycił go za ramie. Chłopak nie przewidując co się stanie obrócił się, a tamten wepchnął mu nuż w brzuch. O mało nie zemdlałam widząc ten widok. Korzystając z okazji, że gangster poluzował objęcie wyśliznęłam się pobiegłam w stronę rannego. O dziwo nie zabronili mi tego, tylko sami zaczęli odchodzić. Na koniec rzucił:
-A z tobą to się jeszcze policzę.
Zostaliśmy sami. Byłam przerażona. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie.
-Halo! Słucham! O co chodzi!
-Mój yy... chłopak został dźgnięty nożem, jest przytomny, ale strasznie krwawi. Znajdujemy się... -trochę zawahałam, bo nie wiedziałm, gdzie jesteśmy, kiedy zobaczyłam jakieś centrum handlowe- yy... przy galerii z tyłu centrum.
-Dobrze, a jak pani chłopak ma na imię?
Tym pytaniem kompletnie mnie zszokowała. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na szczęście on uratował tą sytuacje.
-Jestem Louis Tomlinson-skrzywił się z bólu.
-Ma na imię Louis Tomlinson-powiedziała.
-Dobrze karetka powinna być za 20 minut.
-Że co? Ale on do tego czasu się wykrwawi.
-Przykro mi, nie damy rady wcześniej przyjechać.
Łzy cisnęły mi się do oczy. Nie mogłam teraz zacząć płakać. Po skończeniu rozmowy podeszłam do niego.
-Karetka niestety będzie za jakieś 20 minut.
-Wiem słyszałem. A ty tak właściwie jak masz na imię moja dziewczyno?-zakpił sobie, choć widziałam jak dużo trudu mu to zadało.
-Ja mam na imię Carly. Sorry, że tak powiedziałam, nie mogłam nic lepszego wymyślić.
-Spoko. W sumie nie miałbym nic przeciwko-w każdym jego słowie widziałam, jak słaby był.
-A tak w ogóle dziękuje ci za to, że mnie obroniłeś. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Karetka zaraz będzie...Halo! Słyszysz mnie Louis?
-Wiesz muszę ci coś powiedzieć-ledwo żywy zaczął mówić-zakochałem się w tobie od pierwszego spojrzenia, szkoda tylko, że muszę już odejść z tego świata.
-Nie, nie możesz mi tego zrobić. Ja też coś do ciebie czuje-po tym nawet nie kontrolując swojego ruchu pocałowałam Louisa.
Skończyłam dopiero wtedy, kiedy zauważyłam, że zaczyna się osuwać. Myślałam, że może już jest zmęczony. Jednak okazało się, że nie żyje. Mentalnie i ja też. Znów straciłam blikom mi osobę. Choć znaliśmy się krótko coś nas połączyło. Dlaczego zawsze to mnie wszystko co złe spotyka? Przez moje sprawy zabiłam niewinnego człowieka. Czuje, że przy mnie nikt nie będzie szczęśliwy. W sumie po co żyć? Na to pytanie muszę sobie odpowiedzieć...
~~~~~~~~
Wiem, wiem słabo pisze imaginy. Piszcie co wam się nie podoba w nim. Mam nadzieję, że choć trochę się wam spodoba. XD
Dzień jak każdy, bez większych zmian. Dla innych może tak, ale dla mnie nie. Odkąd zabili mojego chłopaka życie nie miało dla mnie większego sensu. Żyłam w ciągłym strachu i z przeżyciami z przeszłości. Bałam się o swoje życie. Wiedziałam, że mogli się zemścić na mnie chodź byli w więzieniu za to, że zadzwoniłam na policje.
Dziś postanowiłam, że może zamiast siedzieć w domu pójdę może do kina. Najlepiej na jakąś komedie. Chciałam się odreagować. Przez te kilka dni o niczym innym nie myślałam, jak o tych zdarzeniach z przed dwóch lat. Film był niczemu sobie nawet się uśmiałam, nie tyle z niego lecz z ludzi, którzy tak potrafili wybuchnąć śmiechem, że od razu i ja zaczynałam. Może wam się wydawać, że to dość dziwne, ale tak jest. Z kina wyszłam dość późno w znakomitym humorze. Chociaż na chwile oderwałam się od życia codziennego. Szłam sobie uliczkami Londynu nucąc swoją ulubioną melodie, kiedy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam się. Szło za mną mnóstwo ludzi, jak to w Londynie. Jeden tylko przykuł moją uwagę. Był ubrany w dres. Na głowie miał czapkę z daszkiem, a na tym kaptur. Widziałam, że zaczął się na mnie gapić. Z przerażenia zaczęłam iść szybciej. Skręciłam w bok, a potem w boczną uliczkę. Kiedy się obejrzałam zobaczyłam ich już trzech. Z przerażeniem przełykałam śliczne i postanowiłam przyspieszyć tępo. Zauważywszy, że oni też przyspieszyli, skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę, aby ich zmylić. Niestety oni też już tam zdążyli skręcić. Nie mając już sił w nogach zwolniłam i w tej chwili mnie otoczyli. Byłam gorzej niż przerażona. Ale w końcu jak to ja chodź byłam ledwo żywa zapytałam trzeźwo:
-O co chodzi?
-Ojjj, nie pamiętasz nas? Nom fakt możesz. W końcu to ty nas wpakowałaś do pudła i jakby nigdy nic sobie żyjesz. Nie ładnie Carly, nie ładnie. I chyba musimy się policzyć co nie?
Czułam miliony dreszczy spływających mi po ciele z każdym słowem, które wypowiadał. Wiedziałam, że mnie dopadli i już z tego żywa nie wyjdę. Modliłam się o jakieś wybawienie, ale nie wytrzymując napięcia powiedziałam.
-W sumie należało się wam. Przecież zabiliście moją najukochańszą osobę. I co myśleliście, że będę wam jeszcze dziękować za to?
-Jak śmiesz się tak do nas odzywać! Co nas to obchodzi, że był ,,Twoim chłopakiem''.
Mówiąc to kopnął mnie w brzuch. Z boleści wydałam przeraźliwi pisk podobny do wycia wilka. Poczułam, jak zaczęła mi z ust wypływać krew. Myślałam, że to mój koniec, że zaraz wyciągną pistolet i zastrzelą mnie jak psa. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Nagle usłyszałam czyjś głos:
-Ej wy zostawcie ją! Nie macie prawa jej tak traktować - to mówiąc wbiegł do koła i podniósł mnie z ziemi.
-To nie twój interes! Zmywaj się, albo tego pożałujesz!
Widziałam, że się bał, ale usłyszawszy te słowa. Zachował się bardzo odważnie. Trzymając mnie za dłoń szedł odważnie w kierunku wyjścia, lecz nagle jeden z gangu odepchnął go na środek, a mnie chwycił. Zaczęłam się wyrywacz, ale na nic to się nie zdało. Kiedy nieznajomy podniósł się podszedł do niego jeden z nich i kopnął go podobnie jak mnie tylko dwa razy mocniej. Serce zacisnęło mi się na ten widok. Widziałam jak cierpi, a ja nie mogłam mu pomóc. Jednak podniósł się i walnął pięścią swojego oprawce w twarz. Widząc to myślał, że to po wszystkim i chciał już iść zapominając o mnie. Wtem tamten chwycił go za ramie. Chłopak nie przewidując co się stanie obrócił się, a tamten wepchnął mu nuż w brzuch. O mało nie zemdlałam widząc ten widok. Korzystając z okazji, że gangster poluzował objęcie wyśliznęłam się pobiegłam w stronę rannego. O dziwo nie zabronili mi tego, tylko sami zaczęli odchodzić. Na koniec rzucił:
-A z tobą to się jeszcze policzę.
Zostaliśmy sami. Byłam przerażona. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie.
-Halo! Słucham! O co chodzi!
-Mój yy... chłopak został dźgnięty nożem, jest przytomny, ale strasznie krwawi. Znajdujemy się... -trochę zawahałam, bo nie wiedziałm, gdzie jesteśmy, kiedy zobaczyłam jakieś centrum handlowe- yy... przy galerii z tyłu centrum.
-Dobrze, a jak pani chłopak ma na imię?
Tym pytaniem kompletnie mnie zszokowała. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Na szczęście on uratował tą sytuacje.
-Jestem Louis Tomlinson-skrzywił się z bólu.
-Ma na imię Louis Tomlinson-powiedziała.
-Dobrze karetka powinna być za 20 minut.
-Że co? Ale on do tego czasu się wykrwawi.
-Przykro mi, nie damy rady wcześniej przyjechać.
Łzy cisnęły mi się do oczy. Nie mogłam teraz zacząć płakać. Po skończeniu rozmowy podeszłam do niego.
-Karetka niestety będzie za jakieś 20 minut.
-Wiem słyszałem. A ty tak właściwie jak masz na imię moja dziewczyno?-zakpił sobie, choć widziałam jak dużo trudu mu to zadało.
-Ja mam na imię Carly. Sorry, że tak powiedziałam, nie mogłam nic lepszego wymyślić.
-Spoko. W sumie nie miałbym nic przeciwko-w każdym jego słowie widziałam, jak słaby był.
-A tak w ogóle dziękuje ci za to, że mnie obroniłeś. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Karetka zaraz będzie...Halo! Słyszysz mnie Louis?
-Wiesz muszę ci coś powiedzieć-ledwo żywy zaczął mówić-zakochałem się w tobie od pierwszego spojrzenia, szkoda tylko, że muszę już odejść z tego świata.
-Nie, nie możesz mi tego zrobić. Ja też coś do ciebie czuje-po tym nawet nie kontrolując swojego ruchu pocałowałam Louisa.
Skończyłam dopiero wtedy, kiedy zauważyłam, że zaczyna się osuwać. Myślałam, że może już jest zmęczony. Jednak okazało się, że nie żyje. Mentalnie i ja też. Znów straciłam blikom mi osobę. Choć znaliśmy się krótko coś nas połączyło. Dlaczego zawsze to mnie wszystko co złe spotyka? Przez moje sprawy zabiłam niewinnego człowieka. Czuje, że przy mnie nikt nie będzie szczęśliwy. W sumie po co żyć? Na to pytanie muszę sobie odpowiedzieć...
~~~~~~~~
Wiem, wiem słabo pisze imaginy. Piszcie co wam się nie podoba w nim. Mam nadzieję, że choć trochę się wam spodoba. XD
Syśka :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)